logo

Benio

W Beskidzie Niskim wydaje się nie trzeba konsumować życia, aby żyć. Wystarczy być. Poetą. Bliżej ziemi, lasu, nieopodal krzaczka, porzuconych jabłoni, samotnych grusz na rozleniwiałych miedzach, trześni-exczereśni i potocznych kamieni. Bo dalej już nie… Co prawda jest nieco wyższy od Kopca Kościuszki. Za to w drugim parametrze geometrii euklidesowej BeNio nie ma sobie równych, pośród pozostałych łańcuchów górskich naszych Karpat. Jest zdecydowanie najdłuższym pasmem beskidzkim z nieskromnymi stu kilometrami rozdziawienia. Od przełęczy Tylickiej koło Krynicy, po Łupkowską wedle Komańczy. Można by się dogadać i wziąć od Puchatka licencję poetyczną, aby eksponować, że mieszkamy w Stukilometrowym Lesie. Ropki wybrały sobie jego bardziej cywilizowaną, bliskosądecką piętkę, co nie wyklucza, że można i tu spotkać czarującego rysia, srogie wilki oraz wyspanego niedźwiedzia. Niewyspanego to raczej nie spotkasz. Na serio, jeden taki misio mieszka w najbliższym sąsiedztwie i mamy nawet jego konterfekty z różnych ujęć leśnej kamery.

Co prawda relikty Puszczy Karpackiej ostały się w pigułkach i dżunglą to ona nie jest, ale summa summarum lasów w mnogobarwne, listno-igliwne pepitko jest tutaj obfitość (w naszej gminie Uście Gorlickie, to ponad 60% jej terytorium). Szkoda tylko, że coraz mniej gęstych! Zabójczej czupryny to nasz Bziany Las już nie ma, gdy go ostatnio wzięli na fotel. Ale się ostał i cierpliwie czeka, jak już nie będzie nas... Na szczęście gaju jest mrowie, więc i czekających na Was Lasobałamutów także.

Bardzo trafnie ezoteryczną fizys Beskidu Niskiego odsłonił niegdyś National Geographic, tytułując artykuł mu dedykowany tak: „Mona Lisa polskich gór”. Z jednej strony zagadkowy niczym uśmiech Giocondy, z drugiej zdałoby się słyszeć „krzyk” Muncha, gdy widzi się, co Lasy Państwowe wyrabiają w beskidzkich ostępach. Pora dać temu opór, więc i Koło przystępuje do społecznej krucjaty pod zielonymi sztandarami w iglasty deseń, w autorskim projekcie FreeTree.