Ewa Mańkowska
Pejzaż - zachwyt nad górą, czyli górą zachwyt.
Absolwentka krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych. To ropkowa sąsiadka i członkini naszego Koła. Jest jedną z nielicznych już artystek malujących z natury, jednocześnie świadomie czerpiących z tradycji malarskich. Chcąc przedstawić Wam Autorkę i jej prace wybrane na wystawę w ROPKOTECE, sięgnę do dziedzictwa trzech innych artystów.
Zacznę od Katsushika Hokusai i jego „36 widoków góry Fudżi”. Feliks Jasieński napisał: „Fudżi to prawie Japonia: Fudżi w sztuce to prawie sztuka japońska”. Fudżi to również święta góra. Hokusai przedstawiał ją, nie jako samotny stożek, ale otoczoną roślinami, zwierzętami, ludźmi, a także co istotne, żywiołami. Należy pamiętać o znaczeniu żywiołów - duchów w sztuce japońskiej i o tym, że duchy te zamieszkują również w zwierzętach i roślinach. Świetnie pokazał to Masaki Kobayashi w filmie „Kaidwan”, w którym w jednej z opowieści drzewa brzoskwiniowe zostają uosobione w postaci z dworu królewskiego. Hokusai miał również wielką potrzebę tworzenia dążąc do doskonałości, ciągłego poszukiwania.
Tak pisał we wstępie do „Fugaku hyakkei” – już w szóstym roku życia miałem manię malowania tego na czem moje oczy spoczęły. Do pięćdziesiątego roku popełniłem był mnóstwo dzieł, ale wszystko to diabła warte. Dopiero mając lat siedemdziesiąt trzy począłem tworzyć rzeczy niezupełnie pod rudym psem, pojmować kształty i kolory. Mając lat osiemdziesiąt zacznę niewątpliwie robić rzeczywiste postępy, w dziewięćdziesiątym dojdę do zrozumienia istoty rzeczy, w setnym zjawią się dzieła prawdziwie artystyczne, a w sto dziesiątym będę potrafił tchnąć życie w każdą linię, w każdy punkt. Otóż Ewa Mańkowska studiowała także w Japonii i nie tylko sztuka, lecz i znajomość samej Japonii wywarła wpływ na jej twórczość. W jaki sposób - o tym za chwilę.
Kolejnym artystą, o którym warto wspomnieć pisząc o twórczości Ewy, jest Stanisław Wyspiański i jego „Widoki z okna pracowni artysty na Kopiec Kościuszki”. Malowane za namową wspomnianego wcześniej Feliksa Jasieńskiego, nawiązują do drzeworytów Hokusai czy Hirosziego. Mają z konieczności jedną perspektywę – są malowane z okna mieszkania, gdzie przez chorobę uwięziony był autor „Wesela”. Tutaj mamy bardziej wyeksponowaną zmienność żywiołów oraz pogody. I nie jest to jedynie zabieg impresjonistyczny, lecz bardziej ekspresyjny. Niezmiernie istotny jest również mitotwórczy charakter tych pejzaży, bardzo konkretnych chwil, bardzo konkretnego miejsca – Kopca Kościuszki, lecz nade wszystko ducha i uczuć.
I trzeci z artystów, do którego chcę nawiązać pisząc o wystawie górskich pejzaży Ropek. To samotnik z Aix i towarzysząca mu Góra św. Wiktorii. Mowa o Paulu Cezanne, o którym Henry Matisse powiedział – wszyscy jesteśmy z niego, on jest naszym ojcem. Emil Zola tak zdefiniował impresjonizm Cezannea - malarstwo to kawałek natury widziany poprzez temperament. Cezanne komentując wypowiedź Zoli dopowiada - temperament zdyscyplinowany, który umie organizować swoją wrażliwość. Na rok przed śmiercią Cezanne napisał: ...niezależnie jaki jest nasz temperament i nasza potęga w obecności natury, dać obraz tego, co widzimy, zapominając wszystko co się przed nami ukazało.
Józef Czapski, od którego zapożyczyłem wszystkie wypowiedzi Cézanne’a zauważył, że dokonał on scalenia rysunku i koloru w obrazie, przy tym uznał kolor, a nie rysunek za konstrukcyjny punkt wyjścia płótna. Pamiętajmy o tym zwiedzając tę wystawę w ROPKOTECE. To pryzmat, przez który należy patrzeć na obrazy Ewy. Ostatni raz oddajmy głos Cézanne’owi, który mając 68 lat pyta – czy dojdę do celu tak poszukiwanego, o który tak długo się ubiegam? Pragnę tego, ale dopóki cel nie zostanie osiągnięty trwa we mnie uczucie niedomagania, które nie może zniknąć, dopóki nie dojdę do portu, to znaczy nie zrealizuję czegoś, co się będzie rozwijać lepiej niż w przeszłości i przez to samo stanie się przekonywającym wyrazem teorii, które są zawsze łatwe. Jedynie zrobienie czegoś co byłoby dowodem myśli przedstawia prawdziwe trudności – a więc prowadzę dalej moje studia…
Poszukiwanie istoty rzeczy, sedna tego co widzialne, jest wspólnym wysiłkiem tych artystów. I mam takie przekonanie, że jest również udziałem Ewy. Co jest tą istotą? Pozostawiam Was z tym pytaniem i bardzo konkretnym miejscem zwielokrotnionym w oglądanych tu pracach. Z Ropkami. Z obłą górą nad cerkwią i z Ostrym Wierchem*. I nie zdziwcie się, gdy poruszą się drzewa, księżyc wypełni Dolinę nie tylko światłem, a mgła wszystko zmieni. Nie zapominajcie o japońskiej lekcji i pamiętajcie, że w Ropkach jest więcej żywiołów niż cztery czy pięć. Bziany Las* po wielokroć wspólnie malowany przez naturę i Ewę, pozwoli zrozumieć upływ czasu i trwanie. I nie dziwcie się dążeniu do doskonałości, śledźcie drogę wspólnie z Czarną Zośką* i z Ewą Mańkowską. Na koniec, nie sposób mówiąc o twórczości naszej sąsiadki z Koła, nie wspomnieć słów skierowanych przez Cézanne’a do Bonnarda, z którego sztuki czerpali kapiści, a przez nich zaś współczesna akademia krakowska: maluj w tym jest zbawienie.
Marcin Dardziński